Kerygma prawdy w tekstach liturgicznych wspomnienia Benedykty od Krzyża

Celem charakterystyki tekstów euchologijnych jak i biblijnych dokonane w pierwszym rozdziale, było przygotowanie do wydobycia najważniejszych wątków teologicznych formularza. Teksty bowiem euchologijne a zwłaszcza skrypturystyczne są zdumiewająco bogate i wielowątkowe. Te główne rzeczywistości można sprowadzić, jak się, do następujących:

– prawda i jej poszukiwanie

– świadectwo prawdy i wierność jej

– Eucharystia ofiarą Nowego Przymierza, źródłem dóbr wiecznych i umocnieniem w wierności.

Wychodząc od tekstów liturgicznych wspomnienia chcemy ukazać ich rozumienie biblijne. Z drugiej strony będziemy się doszukiwali ich odzwierciedlenia w wypowiedziach błogosławionej Edyty. Te ostatnie nie będą całościowe i pełne, lecz najbardziej typowe i charakterystyczne. Pełne ich ukazanie wymagało by oddzielnej pracy.

A. Poszukiwanie Boga – Najwyższej Prawdy

Celowo używam w tytule sformułowania, które znajduje się w Kolekcie. Jest ono wyjątkowo charakterystyczne. Drugi tekst odnoszący się do tematu, to wezwanie z Modlitwy powszechnej. Poszukiwanie prawdy znajduje swój szczególny akcent i wymiar w Ewangelii wspomnienia w dialogu Chrystusa z Samarytanką przy studni Jakubowej.

Rozwinięcie tematu wymaga wyjaśnienia:

a) Jak Biblia rozumie prawdę

b) Poznanie prawdy, przylgnięcie do niej

c) Wiara jako wyraz przylgnięcia do prawdy

d) Pytanie; jak to poszukiwanie i znalezienie prawdy znajduje odbicie w życiu błogosławionej.

a) Wyrażenie: prawda ma związek z greckim słowem: aletheia. Oznacza ono rzeczywistość odkrytą, byt samoistny, dający się poznać. Oznacza swoisty związek między rzeczywistością a umysłem.

Klasyczna formuła określenia prawdy brzmi: Podobieństwo lub upodobnienie intelektu do rzeczy, czyli inaczej zgodność umysłu z rzeczywistością. Jest to intelektualistyczna i ontologiczna koncepcja prawdy. W języku natomiast biblijnym występuje słowo hebrajskie: emet. Wyraża ono prawdę w sensie stałości, niezmienności, niewzruszoności, wierności. Jako pojęcie religijne używane jest na określenie wierności Boga a także sprawiedliwości człowieka – w obu wypadkach w odniesieniu do przymierza zawartego między Bogiem i ludźmi.

W odniesieniu do Boga lub do ludzi, starotestamentalna prawda wyraża ideę wierności, stałości, lojalności. Posiada więc wymiar egzystencjalny, życiowy.

Przeciwieństwem prawdy w greckim znaczeniu jest kłamstwo, błąd, natomiast w języku biblijnym jest to zerwanie wszelkiej łączności, relacji między dwoma osobami. Słowo: emet oznacza postawę człowieka. który w stosunku do swego bliźniego powinien być wierny, prawdziwy w mowie, wiarygodny, stały w działaniu. Emet mieści w sobie odniesienie personalne.

Starotestamentalne teksty modlitewne wskazują na emet nie tylko jako najbardziej wzniosły przymiot Boga. Jest to także istotą Boga, tym, co należy do boskości Boga, co pozwala człowiekowi zawierzyć Bogu, ponieważ Bóg jest wiarygodny w odniesieniu do człowieka.

W Ewangeliach synoptycznych na określenie prawdy występuje termin grecki aletheia. To wyrażenie stosuje się, gdy jest mowa o nauczaniu, czy głoszeniu prawdy, gdy pozostaje się w zgodzie z rzeczywistością. (Mt 14, 33; 22, 16; Łk 16, 11). W Listach św. Pawła pojęcie prawdy w zasadzie pokrywa się z myślą semicką. Apostoł Narodów używa tego wyrażenia także w znaczeniu szczerości (2 Kor 7, 14; Flp 1, 18) i stosuje specjalne wyrażenie: mówić prawdę. (Rz 9, 1) Ponadto posługuje się typowo biblijnymi zwrotami, np. prawda Boża na oznaczenie wierności Boga względem swoich obietnic (Rz 3, 7; 2 Kor 1, 18).

W Biblii źródłem prawdy jest Bóg Ojciec (J 8, 26; 7, 17) i On tę prawdę najpełniej objawia w Jezusie Chrystusie. Dlatego Chrystus nazywany jest Verbum veritatis. Wyrażenie to posiada następujące znaczenia:

1. Jezus Chrystus jest słowem prawdy, jako Jednorodzony Syn bytujący w Łonie Ojca J, 1,18), ale także jako Słowo Wcielone, jako Bóg, który stał się człowiekiem, który uczynił widzialnym i słyszalnym niewidzialną Prawdę darowaną przez Ojca. Jest to substancjalne znaczenie Verbum veritatis.

2. Drugie znaczenie tego wyrażenia, to objawienie Ojca, które dokonał przez Chrystusa. Słowo, które Chrystus otrzymał od Ojca i objawił ludziom, (J 8, 26), to prawda, którą On przyszedł głosić, i o której będzie wydawał świadectwo (J 18, 37). Verbum veritatis jest kategorią objawioną, utożsamia się ze słowem Boga, które jest prawdą. Ono trwa i jest przekazywane w Ewangelii głoszonej przez Apostołów, która jest słowem prawdy. (Ef 1, 13; Kol 1, 6). Podczas gdy Prawo zostało dane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa (J 1, 17). Jezus jest nauczycielem prawdy, objawia tę prawdę przez swoje nauczanie i postępowanie.

Św. Jan Ewangelista identyfikuje prawdę z Osobą Chrystusa: Prawda jest uosobiona (J 2, 9). Prawda, którą Jezus głosi, i o której daje świadectwo, wyraża samego Boga. Trzecia część Janowego prologu (J 1, 14-18) pozwala zrozumieć, czym jest prawda. Prawda jest tu rozumiana nie w sensie greckim jako coś, co istnieje wiecznie i dla siebie, ale pojmuje się ją jako otwarcie się Bożej rzeczywistości poprzez historyczne wydarzenie w Chrystusie. To wydarzenie wyraża się w imieniu Jezusa Chrystusa, tzn. w Jego osobie i historii. Prawda rozumiana jako objawienie w Jezusie Chrystusie przechodzi niejako z niewidzialnego, boskiego kręgu do konkretyzacji historycznego życia. Oznacza to, że stanie się człowiekiem i człowieczeństwo Jezusa jest ostateczną i decydującą wypowiedzią objawiającego się Boga, że w Jezusie Chrystusie Bóg wypowiedział się najpełniej. W konfrontacji z Jezusem Piłat (J 18, 38 ) rozumie prawdę jako rzeczowe coś, a nie zauważa, że stoi przed prawdą w Osobie Jezusa Chrystusa. Jezus, Wcielone Słowo jest tym, który objawia Bożą prawdę w historycznej konkretyzacji. W swoim przepowiadaniu Chrystus głosi prawdę, ale ta prawda realizuje się także poprzez Jego czyny i ofiarę z Życia Słowo Boga, które jest prawdą, staje się przez ofiarę Jezusa bardziej zrozumiałe Prawda więc, w znaczeniu Janowym posiada charakter wydarzeniowy, personalny i historyczny, zamyka się w Osobie i losie Chrystusa.

Prawda, którą Jezus ucieleśnia w sobie i przepowiada, nie pochodzi od Niego samego, ale wskazuje na swoje praźródło w Bogu. We wspomnianej scenie rozmowy z Piłatem Jezus określa siebie jako świadek Bożej prawdy: Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie (J 18, 37). Nie należy rozumieć tego zdania jako przeciwstawienie pomiędzy Jezusem a prawdą o której On świadczy. Noża bowiem prawda realizuje się przez świadectwo Chrystusa W Nim obecna jest Boża prawda. On, Jezus Chrystus, jest historyczny miejscem prawdy: Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (J 14, 9). Jezus mówi także o sobie: Ja jestem prawdą. Jest to ważne stwierdzenie, które podkreśla różnicę pomiędzy prorokami i apostołami, którzy byli także nauczycielami i głosicielami prawdy, oni głosili prawdę będąc pomiędzy ludźmi narzędziami objawienia. Żaden prorok ani uczeń Jezusa nie mógł o sobie powiedzieć: Ja jestem prawdą

Nowością właśnie objawienia jest to, że Chrystus identyfikuje się z prawdą, że On jest pełnią tego Bożego objawienia. Jezus jest żyjącym objawieniem Ojca a jest to możliwe, ponieważ On jest w Ojcu, a Ojciec w Nim (J 14, 10 – 11.

Prawdę powyższą potwierdzają wypowiedzi Ojców Kościoła: Klemens Aleksandryjski zauważa, że Chrystus niebieski, Logos Boski jest prawdą; On jest prawdą, ponieważ jest intelektem lub myślą samego Boga.

Słynne pismo z II wieku: „ Ody Salomona”, stwierdza: Ten, który zbawia nasze dusze jest Słowem Ojca prawdy.

W analizowanym formularzu konkretyzacja prawdy w Chrystusie przyjmuje radykalną formę we wspomnieniu o ukrzyżowaniu, co znalazło odzwierciedlenie w Pieśni na Wejście.

b/ Uosobiona w Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym prawda wewnętrznie mobilizuje człowieka do szukania jej, do poznania tej prawdy i przylgnięcia do niej. Poznać Boga – oto pierwszy apel skierowany do serc człowieka. Biblia nie umieszcza tego poznania na płaszczyźnie teoretycznej wiedzy, lecz w kontekście życia. U Semitów poznanie ( hebr. jad ) wykracza poza granice abstrakcyjnej wiedzy i wyraża relację egzystencjalną. Poznać coś – tzn. doświadczyć czegoś konkretnie. W ten sposób poznaje się cierpienie, grzech, wojnę, pokój, dobro i zło. Poznać kogoś – tzn. wejść z nim w stosunki osobiste. Czasownik „znać” posiada bowiem całą gamę znaczeń. Poznaje się Boga, gdy jest się przez Niego sądzonym (Ez 12, 15), poznaje się Go też, ale w sposób zupełnie odmienny, gdy zawiera się z Nim przymierze (Jer 31, 34) i gdy się wchodzi stopniowo w zażyłość z Nim. W poznaniu religijnym wszystko zaczyna się od inicjatywy Bożej. Zanim człowiek pozna Boga, jest już przedtem przez Niego poznany. Oto tajemnica wybrania i troski o nas; Bóg poznaje Abrahama (Rdz 18, 19), poznaje swój lud: (Am 3, 2). Natomiast to prawdziwe poznanie Boga winno przenikać aż do serca i wyrażać się w rzeczywistości życia. Nowy Testament nawiązuje do starotestamentowego użycia wyrazu „poznanie”, ale znaczenie poszerza jego zakres. Św. Paweł z naciskiem podkreśla, że prowadzące do zbawienia poznanie Boga nie jest osiągnięciem samego człowieka, ale jest otrzymanym od Boga darem mądrości. Przedmiotem tego poznania nie jest jakaś filozoficzna wiedza o Bogu, ale tajemnica mądrości Bożej (1Kor 2, 7), której dostępuje ten, kto się na nią otwiera jest nim wiara.

c/ Takie poznanie prawdy i przylgnięcie do niej nazywamy wiarą. Jest to akt w pełni osobowy. Sobór Watykański II w Konstytucji o Objawieniu określa wiarę w sposób wyraźnie personalistyczny, jako akt całej osoby ludzkiej, oddającej się osobowemu Bogu. Określenie to jakby równoważy wcześniejszą, zbyt intelektualną interpretację wiary. Oto tekst tego określenia: Bogu objawiającemu należy okazać „posłuszeństwo wiary”, przez które człowiek z wolnej woli cały powierza się Bogu, okazując Bogu „ pełną uległość rozumu i woli wobec Boga objawiającego” i dobrowolnie uznając Objawienie przez Niego dane. B móc okazać taką wiarę, trzeba mieć łaskę Bożą uprzedzającą i wspomagającą oraz pomoce wewnętrzne Ducha świętego, który by poruszał serca i do Boga zwracał, otwierał oczy rozumu i udzielał wszystkich słodyczy w uznawaniu i dawaniu wiary prawdzie. Wierzymy w Niego i wierzymy Jemu. Chrystus jest w centrum chrześcijańskiej wiar. Ten dar oczywiście pochodzi od Boga. Równocześnie ten dar wiary trzeba traktować jako całożyciowe zadanie. Tym wyraża się pewna dynamika wiary. Wiara jest dana, wiedza tej wiary jest dana, ale równocześnie wymaga ona ciągłego poszukiwania. jest bardzo charakterystyczne, że tekst (zob. Kolekta) mówi najpierw o szukaniu Ciebie to znaczy osoby Jezusa Chrystusa. Wiara jest więc kontaktem z Osobą, jest zawierzeniem Osobie.

Wyraz „osoba” (gr. prosopon, łac. persona) i pochodzące od niego „osobowość” i „personalizm” posiadają bogatą historię i coraz bardziej ubogacają się w treści, ale jest ona często niejednolita. Wyrazy te były i są stosowane w wielu dziedzinach wiedzy. My natomiast zatrzymamy się na wyjaśnieniu znaczenia tego pojęcia w dziedzinie teologii i filozofii. W Piśmie św. Starego Testamentu osobą jest Bóg (Wj 33, 14) wyraz hebrajski: phaneh tłumaczy jako: postać, oblicze wyrażające całą jednostkę ludzką (Kpł 19, 32) Dużym impulsem w ubogaceniu nazwy „persona” stały się dwie prawdy religii chrześcijańskiej: Trójcy Świętej i Wcielenia; W Trójcy wyznawano jedną naturę boską w trzech osobach. Również to pojęcie odnosi się do każdego człowieka jako konkretnej istoty rozumnej. Wypracowane zostało w wiekach IV-V, w procesie formułowania wiary chrześcijańskiej w Jezusa Chrystusa, będącego osobą Syna Bożego i wiary w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego, o czym na początku mówiliśmy.

To pojęcie osoby odgrywa ważną rolę we współczesnej teologii i filozofii. Konsekwencją rozumienia osoby jest uznanie jej godności. Godność osoby ludzkiej ukazuje swą rangę jeszcze wyższą, gdy na nią spojrzeć z perspektywy teologicznej, w kategoriach zbawienia: Bóg ceni osoby ludzkie tak bardzo, że sam staje się człowiekiem i dokonuje odkupienia człowieka przez śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna. Człowiek, z racji swej osobowej godności, zostaje przez Boga powołany do przebywania z Bogiem na zawsze w miłości. Znana jest także troska Jana Pawła II o uwydatnienie godności osoby ludzkiej zarówno w nauce Kościoła, począwszy od pierwszej jego encykliki Redemptor hominis.

„Istnienie Osoby w jej objawieniu jest czymś tak podstawowym, że stanowi kryterium rozpoznawcze samego objawienia. Wszędzie, gdzie stwierdzi się brak realnej obecności osoby, brak również jej objawienia. Jednakże ta obecność zaznaczona być może w różnym stopniu. Najpełniejsza jest ona w bezpośredniej mowie człowieka, mniej pełna – w autobiografii, liście, dziele sztuki, najsłabiej zaznaczona – w znaleziskach z epok przedhistorycznych, które jedynie wskazują na swoje ludzkie pochodzenie. Jednakże, mimo wielkiego nieraz ubóstwa treściowego danego wytworu, osoba zaznacza się w owym wytworze nie mniej realnie, niż np. we własnym ciele”. Bycie osobą zatem znaczy samoposiadanie się podmiotu jako takiego w świadomej i wolnej relacji do całej rzeczywistości i jej nieskończonej podstawy, Boga. Osobowy charakter człowieka jako takiego trzeba oczywiście widzieć jako taką cechę, która może się realizować tylko w konkretnej cielesności, w tu i teraz historii, w dialogu z innym ty, a więc we wspólnocie i w sytuacji, w której człowiek w swoim działaniu od samego początku i stale narażony jest na bolesne doświadczenie świata.

Następnym zagadnieniem, które się tu nasuwa, jest problem, w jakim stosunku pozostaje przedmiot objawienia do przedmiotu wiary, czy przedmiot wiary utożsamia się z przedmiotem objawienia, czy też stanowi część złożonej struktury tego drugiego? Pewną wskazówką dla wyjaśnienia tego zagadnienia może być pogląd A. Brunnera, według którego relacja objawienia do aktu wiary posiada charakter dialogowy, wyrażony przez „A. Brunnera parą pojęć: „dar” i „przyjęcie”. Dar i przyjęcie są aktami wyłącznie osobowymi. Osobowy charakter daru uwarunkowany jest wolną postawą dawcy w obrębie aktu darowania. Gdzie zachodzi przymus, konieczność, tam nie ma już daru, lecz wypełnianie zobowiązań lub nakazów determinujących od zewnątrz czynności osoby. Poza tym, do natury „przyjęcia” należy pełne otwarcie się ku darowiźnie oraz zjawisko wdzięczności. Jeśli zatem przedmiotem objawienia pozostaje osoba, a wiara jest przyjęciem tego daru, to wynika z tego, że przedmiot wiary bytowo utożsamia się z przedmiotem objawienia.” Zatem „wierzyć” w sensie istotnym, to – jak powiada G. Marcel – nie: „wierzyć, że – to znaczy przypuszczać że,” ale „wierzyć w jakiegoś Ciebie”, to jest w rzeczywistość osobową, którą można wezwać i niejako umieścić ponad wszelkim osądem dotyczącym jakichkolwiek danych obiektywnych”. Gdy wypowiadamy słowo „wierzę”, nie zadowalamy się wyliczeniem pewnej ilości twierdzeń, na które się zgadzamy. Twierdzenia te wyrażają coś o wiele bardziej wewnętrznego, bardziej głębokiego. Chodzi tu o fakt pozostawienia na obwodzie otwartym w stosunku do rzeczywistości uznanej jako pewne „Ty”, mogącej być upodobnioną do „Ty”. Nasza wiara nie jest czymś, co moglibyśmy dzierżyć, posiadać, mieć. Nie da się ona przystosować do tych słów. Wiara nie odnosi się tylko do bytu, ona należy do bytu. Ona jest naszym bytem, podstawą tego czym jesteśmy. Przedmiotem naszej wiary jest osoba, którą przyjmujemy w akcie oddania się jej.

d) wskażmy obecnie jak to odkrycie prawdy i jej osobowe poznanie dokonało się w życiu błogosławionej Edyty. Droga Edyty do wiary była owocem długiej podróży, podróży która oznaczała poszukiwanie prawdy. Pierwsza rzecz to judaistyczna wiara Edyty, a szczególnie przykład jej matki, która tę wiarę w nią wszczepiła Sądzimy, że choć Edyta porzuciła tę wiarę w sposób widoczny w wieku lat 14 – na skutek braku autentycznej wiary wokół siebie – to jednak rdzeń tej wiary wciąż pozostawał w jej poszukiwaniach Prawdy. Wiadomo, że od 15-21 roku życia Edyta deklarowała się jako ateistka, a do 30 roku nie wierzyła w Chrystusa i w Boga osobowego. Wszystko zaczęło się od zaniechania modlitwy. Sama Edyta Stein nazwała później ten okres czasem totalnej niewiary. Wydawałoby się, że wojna światowa i późniejsze studia wyprowadziły ją z religijnego zamętu, ale dały wiele wewnętrznych impulsów do uporządkowania świata wartości. Bardzo mocny postawiła nacisk na radykalizm etyczny i z ogromną pasją szukała prawdy w filozofii.

Poszukując, odnalazła drogę do Boga i autentycznej modlitwy i to potwierdzają jej słowa: „Kto szuka prawdy – szuka Boga, choćby nawet tego sobie nie uświadamiał” i „Moja tęsknota za prawdą była mą jedyną modlitwą. Kryzys przeszedł w doświadczenie wiary. Podjęła życie jakby dane jej na nowo. Wiedziała już wtedy, że wiara jest dobrowolnym aktem człowieka. Aby wola mogła przyjąć Boże wezwanie, musi drgnąć wewnętrzne i wypowiedzieć swoje fiat. Łaska zatrzymała ją na granicy sceptycyzmu agnostycznego, ale doświadczenie wiary bez nowego strumienia łaski nie usuwało bariery oddzielającej poznanie od decyzji. „Boska wolność nie złamie, nie wygasi ani nie przechytrzy wolności ludzkiej”. Jej decyzje zyskują nowy punkt odniesienia, poza nią samą. Rodzą się w jej głębi, teraz już znanej, a ostatecznym ich źródłem jest Bóg. „Nie trzeba (…) wyznaczać Bogu terminów” Wiara ukazuje jej jasno, że Bóg prowadzi ją sobie tylko wiadomą ścieżką, do Niego należy inicjatywa. Jej zadanie ogranicza się do rozpoznania drogi i pójścia za wezwaniem łaski. Rok 1933 kiedy Hitler doszedł do władzy – był dla Edyty zapowiedzią wydarzeń strasznych, co stanie się udziałem Żydów, i że ona jako Żydówka – katoliczka będzie musiała ponieść Krzyż w sposób szczególny. Podczas swojej modlitwy w karmelu w Kolonii, wypowiada znamienne słowa: „Rozmawiałam ze Zbawicielem, aby Mu powiedzieć, iż pojęłam, że na naród żydowski został nałożony Jego krzyż i że ci, którzy to zrozumieli, mają odpowiedzialność niesienia go w imię wszystkich, i że ja sama pragnę tego dokonać; oby mi tylko pokazał: jak. Skończyłam modlitwę z wewnętrznym przekonaniem, że zostałam wysłuchana, lecz wciąż jeszcze niepewna, co „niesienie krzyża” miałoby dla mnie znaczyć”.

To zawierzenie pozwalało ludziom Starego Testamentu mieć wielkie zaufanie do rzeczywistości. Zawierzenie to staje się w pełni możliwe w wyznawaniu: Jezus Chrystus umarł za świat, w Nim Bóg oddał się ostatecznie swojemu stworzeniu, w Nim Bóg jest obecny dla ludzi. Tego zawierzenia wymaga Jezus także od swoich uczniów /Mt 6, 25/ Również nauczają Apostołowie, zarówno w Ewangeliach, jak w listach, że usprawiedliwienia i zbawienia nie dostępuje się dzięki wypełnianiu Prawa Mojżeszowego, a szczególnie nie przez przyjęcie znaku obrzezania, ani zachowywanie rozbudowanych przez faryzeuszy przepisów rytualnych, lecz jedynie przez wiarę w Jezusa, jako Chrystusa i Pana, i przez płynące z tej wiary postępowanie. W Listach do Rzymian i do Galatów, św. Paweł poświęca wiele wyjaśnień w tej sprawie. „Paweł w inny sposób daje wyraz temu zawierzeniu: „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” (…) „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?” / Rz 8, 31. 35. / Chrześcijanin wie we wszystkich swoich decyzjach i czynach, że Bóg chce być dla niego, jeżeli on chce być dla swojego brata.” To zawierzenie wyraża w Listach Edyty Stein: „Bóg wie, co ze mną zamierza i nie potrzebuję się o to troszczyć. (…) Ale czy wolno mi pominąć w ogóle pierwiastek nadprzyrodzony? Przecież, gdybym nie miała o tym mówić, nie weszłabym chyba na żadną mównicę. W istocie zawsze mam do powiedzenia tylko jedną i prostą prawdę: jak rozpocząć życie trzymają za rękę Pana. Jeżeli zaś żąda się ode mnie czegoś zgoła innego i proponuje się mi mądre tematy, bardzo mi dalekie, mogę ich użyć jedynie za punkt wyjścia, by w końcu i tak dojść do mego ceterum censeo.” i dalej pisze: „Jestem jedynie narzędziem w ręku Pana. Tego, kto do mnie przychodzi, chciałabym do Niego prowadzić. Gdy jednak widzę, że nie o to chodzi, ale że w grę wchodzi moja osoba, wtedy już nie mogę służyć Bogu za narzędzie i muszę Go prosić, by sam dopomógł w inny sposób. Przecież On nigdy nie jest związany z jakimś jednym człowiekiem.”

Istotnym obowiązkiem każdego człowieka jest szukanie prawdy we własnym życiu zgodnie ze swoim sumieniem. W jakiejkolwiek sytuacji człowiek przychodzi na świat i wychowuje się, musi odpowiedzieć sobie na pytanie o sens swego życia, musi choćby w praktyce opowiedzieć się za wartościami, o które w życiu zabiega i którym będzie służył Patrząc na doświadczenie osobistych poszukiwań Edyty Stein widzimy , że postawą całego życia było poszukiwanie i posłuszeństwo prawdzie. Ta cecha jest widoczna w całym jej życiu, począwszy od żydowskiej wiary wyniesionej z dzieciństwa aż do lat niewiary, od zaangażowania filozoficznego poprzez nawrócenie i działalność nauczycielską i konferencyjną, skończywszy na życiu klauzurowym i śmierci w Auschwitz. Decydującym momentem dla jej życia była noc spędzona na lekturze o autobiografii św. Teresy. Było to światło łaski przynoszące jej nawrócenie i zupełną wewnętrzną przemianę, olśniło ją w nocy, latem 1921 roku. Kończy czytanie stwierdzając: „To jest prawda!” Jej pragnienie prawdy można ująć w dwóch aspektach: moralnej formacji w rodzinie oraz studium filozofii. Wychowanie Edyty opierało się na absolutnym szacunku do prawdy, a przede wszystkim dla prawdy moralnej. Jest wychowana do uczciwego uznania i bezwzględnego zachowania dobra, tego, które jako takie jest słuszne i sprawiedliwe. W autobiografii napisze, że w dzieciństwie zobaczenie człowieka pijanego mogło ją doprowadzić do tortur wewnętrznych, które trwały dnie i noce, i wskaże, mając na uwadze tę psychologiczną reakcję, na motyw porządku wyłącznie moralnego: ten straszny stan pozbawia tego, kto stawia się w tym położeniu, wolności ducha i godności człowieka. Autobiografia Edyty dostarcza nam wielu przykładów tej wrażliwości moralnej, która jest fundamentalną cechą jej charakteru, a zarazem wspomnianej przez nas formacji moralnej w rodzinie.

Wychowanie w rodzinie, pomimo żywotności wiary i energii matki było zbyt poważne, pozbawione radości. „Byliśmy zbyt poważni, zbyt zamknięci”. Jej moralność jest oschła, mało ludzka, bardzo świadoma siebie. Jeszcze w roku 1920 pisze Edyta do F. Kaufmanna, że jej starym defektem jest, „że – obiektywnie czy subiektywnie – zwykłam wyrażać swoją krytykę, nie zastanawiając się czy mam do tego prawo” Moralność Edyty Stein w okresie młodości jest pełna zaangażowania i wysiłku, ale u jej źródła nie znajduje się jeszcze wyzwalające spotkanie, które rodzi optymizm i miłość do ludzi wokół. U Edyty ta postawa później się zmieni. „Zmieniło się zupełne moje ustosunkowanie do ludzi i siebie samej. Nie zależało mi, jak kiedyś na tym, by mieć zawsze rację i w każdym przypadku pokonać przeciwnika. Pozostała mi wprawdzie bystrość w dostrzeganiu słabości ludzi, jednak już nie wykorzystywałam jej, aby ranić bliźnich w najczulsze miejsca, lecz raczej starałam się ich oszczędzać.” Moralność, która prawdopodobnie ma wiele wspólnego z moralnością jej siostry Fredy, której przypisuje ona w znacznym stopniu swoje wychowanie i o której mówi na początku „Z dziejów pewnej…” Moralność, poszukiwanie cnoty z poważną dawką ducha faryzejskiego, dumnej zazdrości o swoją moralną prawość, która nie potrafi być miłosierna z powodu słabości innych Całe życie intelektualne Edyty Stein przed jej nawróceniem ma wiele wspólnego z wyżej wspomnianym sposobem widzenia i przeżywania moralności. „Od samego dzieciństwa w otoczeniu rodziców przypisywano mi dwie cechy, zarzucano mi i to w pełni słusznie dumę i byłam nazywana Edyta inteligentna. Obydwie te rzeczy bardzo mnie zasmucały. Ta druga z tej racji ponieważ wydawało mi się, że chciano mi powiedzieć, że wynosiłam się moją inteligencją. A później miałam również wrażenie, że chciano mi powiedzieć też, że byłam tylko inteligentna. A ja wiedziałam już od pierwszych lat mojego życia, że być dobrym jest o wiele więcej ważniejsze niż inteligentnym.” Poprzez studia i pisma Edyty Stein odkrywamy w jej zainteresowaniach intelektualnych pewną ciągłość problemu, dotyczącą natury ducha i osoby. W ten sposób mamy do czynienia z pewną postawą duchową, która cechuje absolutny szacunek do prawdy rzeczy, tak jak ona się objawia. Stąd wynika jej wrażliwość, upodobanie do tego wszystkiego, co jest porządkiem, równowagą, czystością, jasnością. Na przykład odnośnie swych upodobań muzykalnych – „Miłością szczególną darzyłam Bacha. Jego czysty świat w ramach surowej prawidłowości pociągnął mnie ku wnętrzu. Kiedy później poznałam chorał gregoriański, poczułam się od razu jak w domu i zrozumiałam też, co mnie tak wzruszyło u Bacha”. Takiej samej jasności oczekiwała od filozofii. Podjęcie studiów filozofii we Wrocławiu, nie pomogło jej w odkryciu tajemnicy człowieka i bytu duchowego i to właśnie prowadzi ją i każe jej przyjąć z entuzjazmem filozofię fenomenologii Husserla, jego „krystaliczna czystość” pojęć. To, co ją pociągało to fakt, że fenomenologia Husserla zrywa klapkę subiektywizmu współczesnego i odkrywa w ten sposób przed człowiekiem samą rzeczywistość, prawdę obiektywną. Pierwszy tom „Logische Untersuchungen” wskazuje na całkowite zerwanie z relatywizmem we wszystkich jego formach (psychologizmem, historyzmem) i ukazuje nowe ukierunkowanie, nową orientację prawdy obiektywnej. I dalej; „poszukiwania logiczne” wywarły wrażenie przede wszystkim z tego powodu, że jawiły się jako radykalne oddalenie od idealizmu krytycznego o znamieniu kantowskim i neokantowskim. Można było zauważyć w tym nową scholastykę, ponieważ odciągało się wzrok od podmiotu i kierowało się go ku rzeczom. Poznanie jawiło się na nowo jako przyjmowanie od rzeczy prawdy, tak jak one są, a nie jak w krytycyzmie – poznanie, które nakłada na rzeczy swoje prawa. „Od samego początku w głębi intencji tego nowego prądu filozoficznego ukryte było coś tajemniczego. Pragnienie powrotu do obiektywności, do świętości bytu, do czystości rzeczy, do rzeczy samej. Jeśli u Husserla, ojca tego nowego prądu przekleństwo subiektywizmu współczesnego nie mogło być całkowicie wyeliminowane, uniknione, to jednak pierwotna intencja szkoły doprowadziła wielu jego uczniów do postawy otwartości wobec rzeczy, wobec bytu, doprowadziła do habitus katolika, dla którego nie ma niczego bardziej naturalnego jak dostosowywać w poznaniu własną duszę, ducha do poznanej rzeczywistości.” Z naszych dotychczasowych rozważań wynika, iż elementy życia bł. Teresy Benedykty od Krzyża, a więc wychowanie moralne i nauka filozofii, jak również samo wychowanie w rodzinie, wraz z jego „sztywnym” szukaniem prawdy i dobra, a także husserlowska postawa obiektywności prawdy bytu, nie doprowadziły jej do wiary, oraz tego, co sama nazywa „myślą katolicką”. Nie możemy oczywiście pominąć faktu że otworzyły one Edycie drogę do przyjęcia prawdy, którą jednak Edyta musiała otrzymać jako łaskę. Nawrócenie przeżywane w Bargzabem stanowi zatem jej nagłe oświecenie, które dopiero teraz daje Edycie odpowiedź na tak długo nurtujące ją pytania, oświecenie to jest niejako odpowiedzią na tak długie poszukiwanie Prawdy, która diametralnie zmienia jej życie.

Przede wszystkim, mając na uwadze osąd Edyty Stein, Husserl i św. Tomasz są przekonani, że w rzeczywistości i świecie jest obecny działający rozum, logos, który nadaje sens wszystkiemu i który jest sensem wszystkiego. Obydwaj są przekonani, że człowiek może poznać rzeczywistość, coraz głębiej dojrzewając na drodze jej poznania i odkrywania jej sensu poprzez uczciwą i surową aplikację własnej inteligencji i własnego rozumu. Według Husserla prawda jest zadaniem, które nigdy nie jest wykonane, ideałem, do którego należy nieustannie dążyć, ale którego nigdy się nie osiągnie. Również dla św. Tomasza droga inteligencji ludzkiej w całej rozciągłości rzeczywistości, tego co realne jest drogą nieskończoną. Ale ten nie podzielałby nigdy sądu, że prawda jest ideałem, do którego należy dążyć w nieskończoność i którego nie osiągnie się nigdy. „Pełna prawda jest, istnieje poznanie, które ją całą obejmuje, które nie jest nieskończonym procesem, lecz nieskończoną statyczną pełnią: jest to poznanie Boskie” Z tego poznania boskiego wynika wszelkie poznanie ludzkie, to mające światło naturalnego rozumu, nauki i filozofii, jak również to poznanie, które jest objawieniem i wiarą, i w końcu to błogosławione i chwalebne w życiu wiecznym. Prawda dla św. Tomasza nie jest ideałem abstrakcyjnym, lecz Bogiem samym, jest prawdą, która się daje, sama komunikuje się duchowi ludzkiemu. Jest osobą, która sprawia, że człowiek istnieje. Więcej jeszcze, jest Bogiem, który daje swoje życie człowiekowi z miłości bezinteresownej poprzez objawienie i łaskę, poprzez Wcielenie Jezusa Chrystusa. Filozofia doprowadziła E. Stein do wnikliwych daleko idących pytań, ale nie potrafi uchwycić tego co Nieogarnione, a czasem niestety, zaciemniają Je. Dla niej jak pisała, „całkowitym wypełnieniem tego, ku czemu zmierza filozofia jako dążenie do mądrości, jest sama Mądrość Boża” Odkrywanie prawdy, takie wewnętrzne nastawienie, pozwoli „być w pełni” poznawanemu takim, jakie ono jest, ostatecznie doprowadza ją do wniosku: „poznanie … przechodzi w miłość, która jest najwyższą formą poznania”. Najwyższa forma poznania jest udziałem w prawdzie, Prawdy nie można w jakiś „obiektywny” sposób poznawać, stojąc na uboczu. Wymaga ona, aby człowiek „odsłonił się”, zrobił jej „miejsce u siebie”. Husserl nauczył staje się nie tylko odbieraniem, ale darowaniem się prawdzie, a to już jest miłość.

To poznanie prawdy prowadzi do przymierza, które zawsze jest przymierzem miłości, a które Edyta posiadała, jako człowiek wiary żydowskiej, później jako człowiek mglistej niewiary doświadcza w życiu wielką pomoc, (Jadwiga Conrad-Martius, Antoni Reinach i inni.) Chrześcijaństwo poznaje przez Maxa Schelera. Zapisała we wspomnieniach: „Pierwsze wrażenie, jakie Scheler sprawiał było fascynujące. U żadnego człowieka nie dostrzegłam tak czystego fenomenu geniuszu… Słowa, które lubił (np. „czysta prawda”), wymawiał z nabożeństwem i czułością” Z odkryciem Edyty odkrywa się to, co jest transcendentalne. Edyta nie wierzy w Boga, ale bliską jest chwila, w której Go zacznie świadomie poszukiwać. Różne przykłady bliskich jej osób potwierdza swoimi słowami: „Chwilowo byłam aż nadto zajęta innymi sprawami i nie zajmowałam się systematycznie problemami wiary. Postanowiłam jednak nie pozostać głuchą na przykład otoczenia. Nim sobie to uświadomiłam, coś się we mnie zmieniło”. W dalszych fragmentach biografii Edyty Stein, autorka – współsiostra T. Renata od Ducha Św. po przedstawieniu sceny, w której Edyta oświadcza osobiście swojej matce we Wrocławiu: „Mamo, jestem katoliczką”, po czym łzy obu kobiet mieszają się ze sobą, czyni bardzo głęboką i trafną uwagę: „Te dwie wielkie dusze, które czuły się zespolone ze sobą najserdeczniejszą więzią, a zarazem w tym momencie pojęły, że ich drogi nieodwołalnie, nieuchronnie się rozchodzą, wznosiły się mocą swej wiary, aby na ołtarzu serca złożyć – każda na swój sposób- ofiarę, jakiej zażądały niezmienne prawa Najwyższego”. Ów radykalizm, owa osobista absolutna konsekwencja raz wobec Boga zajętego stanowiska znajdują wyraz w obustronnym ofiarnym oddaniu. Tu się nam ukazuje pełna konsekwencja zawarcia Przymierza z Bogiem.

B. Świadectwo jej wierność prawdzie

Pojęcia te powracają wielokrotnie w analizowanym formularzu Jest to przede wszystkim określenie błogosławionej Teresy jako męczennicy, a następnie wielokrotne wyrażenia dotyczące wierności Chrystusowi jako prawdzie, wierności przymierzu miłości; wyrażenie z prefacji dotyczące umocnienia do złożenia świadectwa wierze.

Na tym miejscu objaśnienia domaga się rozumienie słów: świadectwo, świadek, dies natali oraz wyrażenie: wierność.

Spróbujmy przyjrzeć się bliżej i zapoznać z treścią, jaką niesie z sobą wyrażenie: świadek świadectwo. Otóż słowo to pierwotnie używane było tylko w życiu świeckim, społecznym, a konkretnie w sądownictwie. Świadkiem (martyr)) nazywano w procesie sądowym tylko tego człowieka, który bezpośrednio był uczestnikiem, czy też widział zdarzenie, i z tego względu tenże człowiek, bez pomocy jakichkolwiek pośredników może opowiadać, informować o danym fakcie. Stąd relacja świadka (przy założeniu, że świadek nie kłamie) miała w przewodzie sądowym pierwszeństwo wiarygodność Język grecki znał jeszcze inne, jakby pochodne od powyższego, stopniowo wprowadzane w życie, rozumienie pojęcia: świadek .W tego rodzaju znaczeniu, świadkiem mogła być nie tyle osoba uczestnicząca w danym zdarzeniu, ile przekonana, mająca niewzruszoną wiedzę o jakimś temacie. To głębokie przekonanie, będące źródłem świadczenia o danej prawdzie, wiązało się już nie tylko z suchą relacją świadka o wydarzeniu, ale suponowało już określoną postawę etyczną. Dlatego w życiu społeczeństw, z biegiem czasu przyjęła się opinia, że człowiek opowiadający się po stronie danych wartości, to ktoś więcej niż informator (informatorem może być komputer posiadający pewien zasób wiedzy), ale to świadek, który dla potwierdzenie, dla obrony głoszonych wartości, prawd, gotów jest nawet narażać się, cierpieć, a nawet umrzeć (a wy miejcie się na baczności, wydawać was będą sądom i w synagogach biczować was będą. nawet przed namiestników i królów wodzić was będą z mego powodu na świadectwo dla nich (Mk 13, 9; Mt 10, 18; Łk 21, 13). W Nowym Testamencie świadkami są nazwani w pierwszym znaczeniu ci, którzy byli uczestnikami, obserwatorami zbawczych czynów Jezusa. Byli nimi przede wszystkim apostołowie jako świadkowie Chrystusowego zmartwychwstania (Dz. 1, 22; 2, 32; 4, 33; 10,40). Tak rozumie sytuację świadka – obserwatora zbawczych wydarzeń św. Łukasz, podobnie św. Jan, chociaż ten ostatni mocniej akcentuje wewnętrzną wiarygodność przekazującego – świadka który jeżeli mocno jest przekonany o prawdach, w które uwierzył, godzien jest uznania nie mniejszego od tych świadków, którzy na własne oczy zobaczyli: Powiedział mu Jezus: uwierzyłeś dlatego, ponieważ mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli. Podczas, gdy Łukasza autentyczność świadectwa opiera się na gwarancji natury historycznej (świadkowie zmartwychwstania), dla Jana świadectwo odsyła do samego świadka i jego wiarygodności. Świadectwo, o którym wspomina kolekta, kończy się radykalnym aktem oddania życia za Chrystusa – aktem najwyższej wierności, za uosobioną prawdę.

W tekstach liturgii mszalnej kilkakrotnie powtarza się słowo wierność Czym jest ta wierność: to stałe oddanie się, przywiązanie do kogoś lub do czegoś. Zakłada bliską więź (miłość, przyjaźń człowieka z człowiekiem, człowieka z Bogiem itp.). Wierność jest postawą ludzi dojrzałych, świadomych swych zadań umiejących docenić znaczenie wartościowych relacji w życiu ludzkim, zdolnych do umiłowania ich i do obrony przed zagrażającym im niebezpieczeństwem. „Ta wierność (hebr. emet), która w sposób szczególny charakteryzuje Boga (Wj 34, 6), jest często łączona z Jego ojcowską dobrocią (hebr. hesed) względem narodu. Te dwa uzupełniające się nawzajem atrybuty wskazują na to, że przymierze jest darem darmo danym przez Boga i że jest równocześnie związkiem, którego trwałość ma być próbowana przez całe wieki (Ps 119, 90). Miłość synowska, którą ma okazywać Bogu, będzie autentyczna o tyle, o ile człowiek okaże się wiernym w zachowywaniu przykazań przymierza. Bóg domaga się od swego narodu wierności względem przymierza, które dobrowolnie ponawia (Joz 24, 14). Izrael wybrany przez Boga po to, by był Jego świadkiem, nie był więc sługą wiernym, pozostał ślepy i głuchy. Lecz Bóg wybrał sobie innego Sługę i zesłał na Niego swego Ducha (Iz 42, 1nn), dając Mu możność słuchania i mówienia. Zapowiadany w ten sposób Sługa wierny – to Chrystus Jezus, Syn i Słowo Boże, prawdziwe i wierne, przychodzące po to, by wypełnić Pisma i dokonać dzieła Ojca.” (Mk 10, 45; Łk 24, 44). W Nim znajdują wybrani zbawienie i chwałę (2Tm 2, 10); ludzie są wzywani przez Ojca do wejścia we wspólnotę z Chrystusem; przez Niego też wierni otrzymują siłę do trwania wierności swemu powołaniu aż do końca (1Kor 1, 8n). Dlatego z gorącością serca trzeba naśladować wierność Chrystusa stojąc mocno przy Nim aż do śmierci i zaufać Jego wierności, by żyć i królować z Nim, co więcej, nawet gdy my jesteśmy niewierni, On trwa w swej wierności, bo choć może się nas wyprzeć, nie może przeczyć sobie samemu (2Tym 2, 13) dziś, podobnie i jak wczoraj i kiedykolwiek, pozostaje On tym, czym jest (Hbr 13, 8), kapłanem pełnym miłosierdzia i wierności (Hbr 2, 17).

„Wierność” zawiera się również w słowie „Amen”. Jest to określenie odpowiedzi Boga i chrześcijanina. „Bóg, który przyjął na siebie dobrowolne wobec nas swoje zobowiązania, jest wiernym danym obietnicom; jest On Bogiem prawdy. Tom właśnie oznacza określenie: Bóg – Amen (Iz 65, 16), Otóż owym „Amen” Boga jest Jezus Chrystus. Właśnie przez Niego urzeczywistnia Bóg w całej pełni swoje obietnice, wykazując równocześnie, że nie ma w Nim „tak” i „nie”, lecz tylko „tak” (2Kor 1, 19n). W tym ostatnim tekście hebrajskiego terminu „Amen” Paweł oddaje greckim nai, który właśnie znaczy „tak”. Dlatego też chrześcijanin, jeśli chce być wiernym, to swoim zjednoczeniem się z Chrystusem powinien odpowiadać Bogu na Jego „Amen”. Jedynym, skutecznym „Amen” jest to, które zostało wypowiedziane przez Chrystusa na chwałę Boga (2Kor 1, 20). Kościół powtarza to właśnie „Amen”, jednocząc się z wybranymi w niebie. (Ap 7, 12). Amen, a więc „skała”, gdy się mówi: ty jesteś skałą, to znaczy ty jesteś silny, godny zaufania. „Bóg jest nazywany skałą Izraela właśnie dlatego, że daje zbawienie Bóg jest twierdzą, schronieniem, murem obronnym, tarczą, więżą warowną, (2Sm 22, 2; Ps 18, 3. 32; 31, 4; 61,4; 144, 2). W Nim należy pokładać ufność, bo jest On skałą odwieczną (Iz 26, 4; 30, 29) jedyną (44, 8). Bóg jest skałą ze względu na swoją wierność (Pp 32, 4; Ps 92, 16). W Nowym Testamencie skałą służącą za fundament jest Chrystus (Rz 9, 33; 1P 2, 6nn), dzięki któremu również my nie upadamy; nie dlatego, że posiadamy moc ludzką, lecz dlatego, że nas wspiera łaska Boga, zawsze wiernego (1Kor 10, 12n). Ten, kto słucha Jego słowa, buduje na skale (Mt 7, 24). Piotr skała, na której jest zbudowany Kościół, również korzysta z tej trwałości (Mt 14, 18). W Ewangelii Jezus, na który spoczął Duch Św., otwiera swoim wyznawcom źródło wody żywej, zsyłając na nich Ducha (J 7, 37nn; 19, 34). Jest On skałą ludu nowego, zmierzającego do wolności. Zresztą już w Starym Testamencie był On, jak mówi Paweł, skałą, z której lud czerpał wszystkie dobrodziejstwa podczas swej wędrówki po pustyni (1Kor 10, 4). Wierność z kolei ma ścisłe powiązanie z powiedzeniem: aż do śmierci. Nie chodzi tu tylko o sentymentalne mówienie o wierności ale chodzi tu o wierność przymierzu miłości. Zauważamy więc, że Modlitwa po Komunii mówi o konkretnej wierności Chrystusowi. Trzeba tu wyakcentować zbieżność tych dwóch wyrażeń, ich wzajemne, obowiązkowe współistnienie: przymierze miłości i wierność Chrystusowi. Jest tak dlatego, bo Boże przymierze miłości jest maksymalne i szczególnie widoczne, potwierdzone w Ofierze Jezusa Chrystusa. Czyli będąc wierny Chrystusowi, tym samym jesteśmy wierni przymierzu miłości. Owszem, Bóg, wiele razy zawierał przymierze z ludźmi poprzez (Stary Testament), ale maksymalne przymierze Boga z ludźmi widoczne jest dopiero w Ofierze Jezusa. Człowiekiem doskonałym nie jest ten, kto stara się być takim, ale ten, kto szuka Boga i aby dojść do Niego, chodzi drogą, którą mu Bóg wytyczył, jedyną, na której może znaleźć swój osobisty rozwój; tę fundamentalną postawę wyraża zdanie: „chodzić z Bogiem” (Rdz 5, 22. 24; 6, 9). Wierność w chodzeniu drogami Pana jest fundamentalną cnotą, której miał uczyć swych synów Abraham i której praktyka jest warunkiem przymierza (Wj 19, 5. 8). Te czynności mają być wyrazem uległości i wierności, pochodzącej z serca, wyrazem miłości. Właśnie w sercu znajduje się korzeń cnoty lub wady. To do serca winny być skierowane słowa Boże, bardziej jeszcze winny być wyryte, aby stały się zasadą miłosnej wierności, która jest duszą wszelkiej cnoty. To właśnie ten dar zapowiadali prorocy, a miał się on urzeczywistnić w Nowym Przymierzu. Wtedy ludziom zostanie dane nowe serce, w którym będzie zapisane prawo Boże, otrzymają Ducha samego Boga, czyniącego ich wiernymi (Jer 31, 33; Ez 36, 26n) Kościoła.

W związku z tym, pojawia się pojęcie: dies natalis. W pogaństwie dies natalis oznaczało dzień narodzin. Fetowano urodziny znakomitości narodowych, w chrześcijaństwie wyrażeniem tym określano dzień śmierci męczennika. W słowach tych kryje się nie tyle „dzień narodzin dla nieba”, ile „przejście”, tranistus sacer, święta Pascha, święte „przejście” na wzór Chrystusowej Paschy. Dies natalis nawiązuje do rocznicy, pamiątki – memoria w antycznym tego słowa znaczeniu, a więc podkreśla przyjście świętego na zgromadzenie swoich celem wymiany z nimi darów Bożej miłości. Męczennik jest nie tylko „naśladowcą” Chrystusa, lecz także cząstką Kościoła. Dlatego jego ofiara jest odpowiedzią kościoła na bezgraniczną miłość Boskiego Oblubieńca Chrystusa. Bóg stworzył świat dla wypełnienia go swoją chwałą, „przebóstwienia”. Wszelkie działanie człowieka w mocy Boga na tej drodze sprawia, że Bóg „zajmuje miejsce” we wszystkim i wszystko odnajduje się w Bogu. Święci natomiast należą do tych ludzi, którzy takie działanie uczynili celem swojego życia. Cześć oddawania świętym jest wielbieniem samego Boga. Kościół musi posiadać „chmurę świętych” (Hbr 12, 1), która głosi skuteczność Bożej łaski, odkupieńczej łaski Chrystusa.

U Edyty ta cnota wierności była bardzo żywa, autentyczna w jej życiu, a oczywiście tę wierność przypieczętowała śmiercią męczeńską. W sposób szczególny to zjednoczenie z Bogiem ona urzeczywistniła przez bycie Oblubienicą Chrystusa w zakonie karmelitańskim. „Nie ma powołania wyższego nad sponsa Christi – nad oblubienicę Chrystusa – i dla kogo ta droga stoi otworem nie pragnie żadnej innej. (…) Przekraczanie siebie i własnych naturalnych ograniczeń dokonuje się z pomocą łaski. Najlepszym przygotowaniem na nią nie jest tylko licząca na własne siły walka ze swą naturą i z jej ograniczeniami, lecz pokorne przyjęcie porządku ustanowionego przez Boga.” Jako Karmelitanka E. Stein jest „wierna przymierzu miłości zawartego we Krwi Chrystusa dla zbawienie wszystkich ludzi” (Kolekta). Ojciec św. Jan Paweł II, podczas modlitwy niedzielnej na placu św. Piotra powiedział: Została zamordowana, podobnie jak tyle innych ofiar nazistowskiego okrucieństwa, w obozie w Oświęcimiu. Dla niej Żydówki wychowanej w tradycjach ojców- wybór Ewangelii, którego dokonała po niełatwych poszukiwaniach, nie oznaczał odrzucenia własnych korzeni kulturowych i religijnych. Przyjęcie chrztu w żadnym wypadku nie oznaczało dla niej zerwania więzów z narodem żydowskim. Przeciwnie, mówi o tym sama: „Zarzuciłam praktykowanie mej religii żydowskiej w wieku lat 14 i poczułam się znowu Żydówką dopiero po moim powrocie do Boga” Kiedy jako siostra Teresa Benedykta od Krzyża wstąpiła do Karmelu w Kolonii, by mieć jeszcze głębszy udział w Krzyżu Chrystusowym, wiedziała, że została „zaślubiona Panu w znaku krzyża”. W dniu swojej pierwszej profesji zakonnej czuła się, według jej własnych słów, „jak oblubienica Baranka”. Była przekonana, że niebieski Oblubieniec wprowadzi ją głęboko w tajemnicę Krzyża. Ta wiedza krzyża znajduje swoje dopełnienie w męczeńskiej śmierci dla zbawienia wszystkich ludzi, ale i narodu żydowskiego. O czym sama Edyta pisze w liście napisanym z końca 1941 roku do przeoryszy w Echt: „Scientia Crucis zdobyta być może tylko wtedy, gdy się samemu do głębi doświadczy krzyża. Od początku byłam o tym przekonana i powiedziałam z całego serca: Ave, Crux, spes unica!” To wewnętrzne zakotwiczenie prawdy Krzyża w głębi duszy pozwala na zachowanie „wierności Przymierzu miłości” oraz dogłębne zjednoczenie się z Chrystusem w znaku Krzyża. „Na drodze swojego życia Edyta Stein spotkała się z tą tajemnicą, którą w słowach listu św. Pawła głosi chrześcijanom z Galicji (6, 14): „Chcę się chlubić jedynie z krzyża Pana, Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata”. (Introit – antyfona na wejście). Edyta spotkała Chrystusa, a spotkanie to doprowadziło Ją do stopniowo do klauzury karmelitańskiej. Ta Błogosławiona w chwale Boga, która w Chrystusie, Odkupicielu, znalazła wypełnienie swej wiary i swego powołania na rzecz Ludu Bożego. Jak według swojego przekonania, mówi: Kto idzie do Karmelu – „nie jest stracony dla swoich, lecz wręcz przeciwnie – pozyskany; przecież naszym powołaniem jest: stać przed Bogiem za wszystkich”. W obozie zagłady zginęła jako córka Izraela „dla oddania chwały Najświętszemu Imieniu Boga, a równocześnie jako siostra Teresa Benedykta od Krzyża – „Błogosławiona przez Krzyż”. Ukryta w Bogu i jeszcze bardziej w Nim zatopiona w tajemnicy nowego imienia spełniła s. Teresa Benedykta swoje ciche apostolskie służby światu przez modlitwę. W piątek w oktawie Bożego Ciała 1939 r. przynaglona wewnętrznie ponowiła swe oddanie; tym razem ma ono charakter testamentu: „Już teraz przyjmuję śmierć taką, jaką mi Bóg przeznaczył, z doskonałym poddaniem się Jego woli i z radością. Proszę Pana, by zechciał przyjąć moje życie i śmierć na swoją cześć i chwałę, za wszystkie sprawy Najświętszego Serca Jezusa ii Maryi, za św. Kościół, szczególnie za zachowanie, uświęcenie i doskonałość naszego świętego Zakonu, za Karmel w Kolonii i Echt, w duchu ekspiacji za niewiarę ludu żydowskiego, aby Pan został przez swoich przyjęty, aby nadeszło Jego Królestwo w chwale, na uproszenie ratunku dla Niemiec, o pokój świata, wreszcie za moich bliskich, żywych i umarłych, za wszystkich, których mi Bóg dał, aby nikt z nich nie zginął” Jest wiele danych pozwalających wnioskować, że Edyta Stein odnalazła u św. Jana od Krzyża swoje najbardziej osobiste sprawy . Na przykład mówi o szczególnym posłaniu człowieka, które wyłączą go ze wspólnoty z innymi i czyni znakiem sprzeciwu, ponieważ Najwyższy położył na nim Swą rękę Można powiedzieć, że Edyta kontempluje obraz Mesjasza, który ubiega się o oblubienicę Izrael i aby uzyskać dla niej życie, nie uchyla się od śmierci na krzyżu. Bo Boże plany zbawienia odnoszą się wprawdzie do jego ludu wybranego, ale – Edyta wie o tym służą całej ludzkości. Edyta Stein w swoim ostatnim, niedokończonym dziele Wiedza krzyża (Kreuzeswissenschaft) próbuje wyjaśnić to wszystko, co w długim trudzie pojęła o istocie ludzkiego życia. Pierwociny ofiar, które Edyta złożyła, należą całkowicie do historii jej duszy, wiadomej tylko Bogu. Strzegła tajemnic Króla Niebieskiego wiernie, nie zdradzając się żadnym słówkiem na zewnątrz. Od pierwszego dnia swej służby zakonnej traktowała to nowe życie na serio, poważanie, niczego nie ujmując, niczego nie dodając. Ta bezkompromisowość odpowiadała jej charakterowi, a może i jej rasie. Profesor Husserl, który także był Żydem i Edytę poważał i kochał jak własną córkę, potrzebował nieco czasu, aby się pogodzić z jej wstąpieniem do Karmelu. Potem jednak wypowiedział o niej to charakterystyczne zdanie: „Przedziwnie dzieje się z Edytą. Ona zawsze z cudowną przenikliwością i delikatnością widzi z pewnej góry jasność i dal horyzontu, a równocześnie ma jak gdyby drugie widzenie swego wnętrza i perspektywę swego ja. U niej wszystko musi być doskonałe, względnie do tej doskonałości musi zdążać. Ale nade wszystko w duszy żydowskiej drzemie radykalizm i miłość do męczeństwa”. Kiedy śmiertelne zagrożenie narodu żydowskiego zawisło także nad nią jak ciemna chmura, poczuła się gotowa, by we własnym życiu urzeczywistniać to, co już wcześniej zrozumiała: „Istnieje powołanie do cierpienia z Chrystusem, a przez to do współdziałania z Jego zbawczym dziełem… Chrystus nadal żyje w swoich członkach i w nich nadal cierpi; a cierpienie znoszone w zjednoczeniu z Panem jest Jego cierpieniem, włączonym w wielkie dzieło zbawienia i w nim owocującym”. Edyta Stein skierowała od razu swoje wysiłki do zrealizowania ideału, jaki św. Teresa swoim córkom poleca: „Za przykładem świętych pustelników na Górze Karmel, „tych pierwszych braci naszej Przecudnej Pani”, należy żyć w ubóstwie, w zapomnieniu, w nieustannej modlitwie i w gorliwym zachowywaniu reguł zakonnych, a znajdzie się całkowite odpocznienie w Bogu. Takie życie w zapomnieniu i ukryciu ma według woli i przykładu świętych nosić charakter życia apostolskiego”. To też główną troską Siostry Benedykty było, aby życie, które wybrała, „prowadzić z coraz większą wiernością i czystością, aby je ofiarować jako ofiarę przyjemną za tych, z którymi była związana.” O ostatnich dniach Edyty wiemy w gruncie rzeczy niewiele – parę listów wysłanych z obozu Westerbork, garść wspomnień ludzi, którzy przeżyli, by dać świadectwo jej pokoju wewnętrznego i miłości względem współwięźniów. Reszta jest milczeniem. Wolno jednak sądzić, że w drodze na swoją Kalwarię szła wiernie śladem Chrystusa, modląc się za prześladowców, pocieszając płaczących, budząc nadzieję.

Bogdan Smoliński OCD