Miłosna uwaga

Miłosna uwaga

Miłość nie jest jedynie uczuciem, nie polega na byciu z kimś jedynie z tego powodu, że nosi on wartości, które pragnę posiadać. Kochać nie znaczy tylko brać czy kogoś mieć. Miłować, znaczy współuczestniczyć w życiu drugiej osoby, to tworzenie wspólnego życia, pójście wspólną drogą. Dlatego miłość jednocześnie i daje, i bierze, jest otwarta na umiłowaną osobę i stara się to otwarcie pogłębiać, robić coraz więcej miejsca w swym sercu i w swym życiu dla osoby umiłowanej. Miłość jest wielkim wyzwaniem, by uczestniczyć, wyjść poza siebie, w zupełnie nowy wymiar egzystencji. Miłość to również współtworzenie siebie, odkrywanie swej inności wobec drugiego ty. Odkryć bogactwo wewnętrzne drugiego człowieka i jednocześnie odkryć w jego obecności siebie dla siebie. To zasadniczy nurt miłości – powierzyć siebie, by uczyć się nowej obecności jako my. Jest to najpiękniejsza forma twórczości, budowania czegoś nowego, współistnienia, bycia w zjednoczeniu. Wtedy stajesz się pełnią, w całym tego słowa znaczeniu – osobą. U źródeł takiego myślenia tkwi podziw, zadziwienie pięknem poznawanej osoby, które prowadzi do przylgnięcia, do poszukiwania głębszego wymiaru kochanej osoby.Te słowa o miłości są prawdziwe w odniesieniu zarówno do kobiety i mężczyzny, jak i w stosunku wza-jemnej więzi człowieka z Bogiem. Miłość tak działa, że przemienia, utożsamia z umiłowanym.Człowiek modlitwy, a więc rozmawiający, przebywający w miłosnym uciszeniu przed Panem, winien ciągle na nowo odkrywać ten pełen miłości sposób przebywania z Trójjedynym. Dać się zadziwić Bogiem, dać się Mu nieść, wyprowadzić z ziemi własnej, małej miłości, by uczyć się wolności Boga i miłości na Jego miarę. Medytacja na sposób karmelitański dąży świadomie do tego, by uczynić z modlitwy miejsce miłości, miłosnego spotkania, pełne wzajemnych powierzeń i zapewnień o miłości; by uczynić z niej ciszę pełną miłości. Karmel zaprasza: zobacz i skosztuj jak dobry jest Pan (por. Ps 34, 9). Medytacja, gdy się pogłębia, dąży do milczenia, do zapatrzenia pełnego podziwu, bo człowiek odkrywa tajemnicę Boga, który jest Miłością. Może na początku człowiek jest skłonny sądzić, że to on szuka Boga, że to on usiłuje się modlić. Nie. To Bóg przychodzi do ciebie z modlitwą. Daje ci swoją modlitwę, jesteś świątynią Boga, w tobie się modli, w tobie chce zbawiać, ocalić człowieka, w tobie chce umierać na krzyżu, w tobie, z tobą! Czyż nie zrobisz Mu miejsca? To modlitwy – przyjść do swej wewnętrznej studni i zaczerpnąć wód żywych. Dla Karmelu jest bardzo ważna właśnie ta relacja. Teresa z Lisieux wyraziła to znakomicie: Zasługa polega nie na tym, by wiele dawać, ale by wiele przyjmować. My tak często przeszkadzamy Bogu w Jego dziele, bo mamy własne rozwiązania, drogi, pomysły. Modlitwa jest dziełem Pana i trzeba się Mu maksymalnie poddać. Tu tkwi źródło kontemplacyjnego stylu życia. Tak naprawdę życie duchowe polega na coraz większym otwieraniu się na Pana. Jak Święta od Jezusa notuje: Jak tylko zaczęłam się … więcej oddawać modlitwie wewnętrznej, Pan też zaczął łask swych mi użyczać, rzekłbyś, czekał tylko i z upragnieniem wyglądał chwili, kiedy je przyjąć zechcę (Ż 23, 2). Modlitwa chciana wypełnia ducha, rozpala, wiąże uwagę. Dwa wyrażenia Teresy są istotne odnośnie do miłosnej uwagi: mirar, patrzeć z podziwem, tratar, intymnie obcować z Panem. Zarazem te określenia wyznaczają najbardziej wewnętrzną naturę medytacji karmelitańskiej. Mówiąc o tym samym, o miłosnej uwadze, św. Jan od Krzyża z upodobaniem mówi o atención amorosa, o miłosnej uwadze, czyli medytacji przechodzącej w kontemplację. Wtedy człowiek pogrążony w wewnętrznym pokoju, ukojeniu, miłującym sercem, bez szczegółowych rozważań, trwa przy Bogu. Dla idących tą drogą pełen miłości pokój rozlewa się coraz bardziej w ich sercu, i w sposób odczuwalny wzrasta ogólne, miłosne poznanie Boga (1 D 13, 7). Nie intelektualne, ale miłosne poznanie, a to zasadnicza różnica. Nie chodzi bowiem o to, by dużo wiedzieć, ale by dużo miłować. W duszy rozlewa się nieznany smak miłości (2 D 14, 12), wypełniający tajemnym odpoczynkiem i poznaniem. Pan daje się odczuć na głębokościach.Daj się zanurzyć w tajemniczej modlitwie Boga. Przebij się do głębi serca, aby uczyć się wzajemnego przenikania. Nie daj się zatrzymać na powierzchni. Ucz się oddychać na nowo, oddychać modlitwą, gdyż uczysz się nowego sposobu istnienia. Wytrwale wpatruj się w Boga swego serca. Wytrwała modlitwa wewnętrznie skupia i przez to wzrasta siła duszy; wycisza się umysł, sublimują się uczucia, w pogłębiającym pokoju rozwija się siła miłowania. Człowiek staje się jakby owładnięty Bogiem, niemal zamiera z podziwu wobec piękna Boga, zaczyna się żywić Jego wspaniałością. Czy można upoić się Bogiem? Na modlitewnej drodze ważne jest przejście od modlitwy ustnej do medytacji, oraz przejście od medytacji do kontemplacji. Szukając kontaktu z Jezusem wielu ludzi pozostaje na etapie modlitwy ustnej z elementami zamyśleń, refleksji. Przychodzi jednak czas, gdy rodzi się potrzeba milczenia, samotności, głębszego rozeznania swej religijnej tożsamości, nowego określenia roli Chrystusa w swym życiu. Zdarza się, że pod wpływem np. spotkań charyzmatycznych nastawionych na modlitwę ustną i wypowiadanie swego odniesienia do Boga, do głosu dochodzi potrzeba bardziej jej głębokiego przeżywania. Wtedy modlitwa charyzmatyczna w dziwny sposób przestaje „smakować”. Tu potrzeba sobie uświadomić czas zmiany. Nadciąga czas modlitwy wewnętrznej, czas na wejście w głębię. Drugim ważnym momentem jest przejście od medytacji do kontemplacji, czyli od modlitwy myśli do modlitwy serca, do miłosnej ciszy. Modlitwa przemienia się w trwanie przy Panu. Staje się ono łatwe, spokojne. Duch jest jakby opromieniony Panem. Nasila się działanie Ducha Świętego. Wszystko w człowieku dąży do niezwykłej prostoty. Coraz bardziej wzrasta zachwyt Panem, radość zakorzenia się w Bogu i nadzieja każe odnosić wszystko do Niego. Staje otworem doświadczenie chwały Pana. Człowiek uczestniczy w życiowej niewzruszoności co do miłowania Go. Głęboki pokój zalewa duszę i objawia się w psychice jako harmonia. Kontemplacja jest prostym wejrzeniem, oglądaniem Boga w ciemności wiary. Budzi się nowe, bezpośrednie uczucie obecności Pana. Spokojne i radosne podziwianie tajemnicy, która się objawia – staje się fascynacją. Kontemplacja to rozrastanie się ziarna wiary, która ukazuje Boga jako pełnię przedziwnych i wspaniałych dzieł. Prowadzi ona poprzez gęstwinę mądrości do bezpośredniego kontaktu z Wszechmocnym. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że takie przybliżanie się Pana, Jego działającej miłości, która zarazem rozświetla umysł poznaniem a wolę ogniem miłowania i czynienia dobrze, wprowadza jednocześnie w świat cierpienia. Kto chce miłować bez granic na miarę Boga, winien przełamać lęk przed cierpieniem. Dlatego modlitwa – miłosne przebywanie z Miłością nie może być wolne od tego trawiącego ognia, który oczyszcza i rozpala. To jednak napełnia rozkoszą samo centrum ducha tak łagodnie i miłośnie, jakby człowiek budził się oniemiały pięknością ogrodów. Serce tak rozradowane nie może nie być wdzięczne, gdy widzi, jak mu się udziela Pan, jak daje, jak obdarowuje go Sobą. Obecność Boga powoduje delikatne i czułe rozmiłowanie, i to odkrycie, że Bóg działa tak łagodnie i słodko, owo przebudzenie wydaje się być balsamem istnienia. Modlitwa coraz bardziej karmi człowieka, napełnia go doskonałym istnieniem Boga. Pozwól przechadzać się Panu po komnatach twego serca! Cierpliwie czekaj, aż Duch przebudzi się w tobie. Tu zatrzymują się słowa, człowiek staje bezradny, ponieważ tak trudno cokolwiek to określić, ubrać w słowa. Miłosne zapatrzenie w Życie, czerpanie z Niego, zanurzenie w bezgranicznej szczęśliwości. Karmel świadomie prowadzi nad zielone brzegi kontemplacji, gdzie milknie człowiek, a Bóg wypowiada swe odwieczne, jedyne słowo – Jezusa Chrystusa. Modlitwa wtedy staje się miłosnym zasłuchaniem. Zasłuchaniem niewypowiedzianym i niewyrażalnym, w tym trzeba uczestniczyć, by cokolwiek zrozumieć, by wejść w dziedzinę tej upajającej mądrości i obecności. Oczywistość, delikatność, pewność, niezmierzona głębia, przepaść istnienia, całkowitość. Bóg delikatnie się przybliża, z ogromną jasnością wszystko rozświetla, udziela się, ale jednocześnie swą delikatnością dotyka, rani, przenika. Modlitwa przemienia się w uniesienie, rozradowanie, sięga ostatecznych granic, gdzie od Boga oddziela tylko śmierć i ciemność wiary. Budzi się i potęguje pragnienie zjednoczenia z Jedynym. Modlitwa staje się odkrywaniem piękna Boga, Jego wewnętrznego życia, potęgi, majestatu, Jego chwały. Modlitwa miłości jest daleka od pragnienia jakichkolwiek cudownych doświadczeń, ekstaz, zachwytów, lotów Ducha. Miłosna modlitwa daje Bogu możliwość wtargnięcia, przenikania w nasze życie, to rozszerzanie serca, a więc często bolesna obecność. Św. Jan od Krzyża mówiąc o kontemplacji, cały czas nawiązuje do cierpienia, do wewnętrznych mroków, do ciemności, które spowijają duszę. Być wiernym modlitwie znaczy przede wszystkim chcieć trwać przy Panu, ze względu na Niego, a nie ze względu na pozytywne przeżycia. Miłość Boża jest zupełnie inna niż miłość człowieka. Chciejmy się tej trudnej, ale boskiej miłości uczyć. I kiedy ulegasz zniechęceniu, bo na modlitwie nic się nie dzieje, odgrzebuj czas uniesień i czas uśmiechu od Pana, odgrzebuj świadomość, że miłość nie polega na egzaltacji, ale na rzetelnym sposobie istnienia pełnego dobra. Modlić się, tzn. napełniać się Dobrem. Czas by rozumieć, że modlitwa jest podziwem, zdumieniem, rozkochaniem, a nie słowem nużącym. Modlitwy nie można rozdzielić od tego kim człowiek jest. A jest ona przekonaniem do wieczności, do wieczystych spotkań, oskrzydleniem pragnień. Modlitwa przywołuje świątynie. Przywołuje Obecność, która ma jedyne imię stutysięczne: Jestem Miłością. Scala to co ludzkie i boskie, znacząc uwielbieniem boskie i ludzkie ślady. Człowiek w modlitwie wynosi przed Boga wszystkie swe słowa, pragnienia, dzieła swych rąk i w Obliczu Pana doznaje ocalenia. Ocala siebie oddając Mu wszystko, przede wszystkim siebie. Dlatego jest obdarowaniem. Modlitwa jest rozprzestrzenianiem się człowieka o duchu swobodnym. Swą modlitwą dociera do każdego ludzkiego zakątka, do każdej sprawy człowieczej, ogarnia człowieka. Ale jeszcze bardziej modlitwa dociera do Boga, do Jego spraw. Modlitwa jest sprawą Pana. Przed Nim milknie wszelkie pragnienie ludzkie, bo On sam staje się jedynym pragnieniem, a dając nam Siebie, daje nam wszystko. Modlitwa jest więc zaspokojeniem. Modlitwa jest wcielaniem. Chrześcijaństwo posiada ogromną moc wcielania, czynienia konkretnym tego co niesie wiara, wcielania się Boga w człowieka. Oby twe życie było takie. Co można napisać na koniec? Chyba to, że końcem medytacji jest kontemplacja. Czeka nas więc następne zaproszenie: do kontemplacji, sycenia się miłosną uwagą. Nie zwlekaj. Wprzęgaj się w dzieło, na pewno się jeszcze spotkamy, bo modlitwa krzyżuje, krzyżuje ludzkie drogi i czasy. Powoli człowiek przyzwyczaja się do przebywania w towarzystwie Boga. Rozumie, że nosi w sobie coś na kształt małego nieba, gdzie Bóg założył swoje mieszkanie. Wtedy powstaje coś w rodzaju Bożej atmosfery – jak to nazywa bł. Elżbieta od Trójcy przenajświętszej – którą dusza oddycha (List 249). W niej rodzi się głębia spojrzenia przenikliwego. Perłą karmelitańskiej modlitwy jest miłosna uwaga, jak nazywa ją św. Jan od Krzyża: Dusza powinna tylko z miłością patrzeć na Boga… trwać niewzruszenie z miłosną uwagą prostą i szczerą, jak ten, który otwiera z myślą o miłości. Otwieranie oczu w myślą o miłości pozwala właśnie tę miłość dostrzegać i nieugięcie być wierny dobru. W miłosnej uwadze objawia się to, co godne miłowania, zwłaszcza ten, który Jest Miłością. Miłością obejmuje się całą rzeczywistość i gruntowne dobro, jakie w niej tkwi. Rzeczywistość staje się ze wszech miar godną miłości. W modlitwie otwierają się oczy na miłość i rzeczywistość. Otwierają się bramy miłowania i zmienia przede wszystkim poczucie czasu, jak u małej Teresy: Mamy zaledwie krótkie chwile naszego życia, aby kochać Jezusa (L 71). Czas modlącego zagęszcza się obecnością Boga, tężeje Bogiem, wyściela się dla Niego. Czas staje się czymś najdroższym, ponieważ dokonuje się podstawowe odkrycie: już tu i teraz, nie czekając na nic, można żyć dla Boga i Nim się cieszyć. Modlitwa otwiera oczy, by miłować. W jej płomiennych źrenicach dojrzewa pełnia człowieka. W miłosnej uwadze człowiek dostępuje niezwykłej łaski, najbardziej rozległej formy wolności – przestaje myśleć o sobie, zapatrzony nade wszystko w Boga. Potrafi wydobywać Go z rzeczywistości, tropić Jego ślady, odnajdywać w szczelinach codziennych spraw. Człowiek wodzi za Bogiem, przyciągany i podbijany przez Niego, powodowany pasją bliskości, zamienia siebie w jedną, niecierpliwą, budzącą nocą tęsknotę. Człowiek rozmodlony staje się powrotem stworzenia do Stwórcy.